sobota, 4 stycznia 2014

Część Szósta



Rok dwa tysiące trzynasty/czternasty dłużył im się niemiłosiernie. Jak sobie obiecali, dzwonili do siebie w każdym możliwie wolnym czasie. Zasypiali przy włączonym komunikatorze i budzili się z pełnią szczęścia w sercu.
Oglądała cotygodniowe zmagania skoczków i kibicowała swojemu Jurijowi. Była z niego taka dumna, nawet wtedy kiedy nie stał na żadnym miejscu na podium. Wiedziała, że się stara, ale są zmienne warunki, które czasem punktowały na jego korzyść a czasem nie.
Oboje odliczali dni do kolejnego spotkania.



Sierpień 2014

Czekał na lotnisku z bukietem kwiatów. Kiedy ją dostrzegł od razu do niej podszedł i wpił się w jej malinowe usta za którymi tak tęsknił.
- Uzgodniłem z twoimi rodzicami, że cię odbiorę i pojedziemy do nich na obiad – powiedział, wręczając jej bukiet kwiatów, a biorąc jej walizki.
- Są śliczne, dziękuję – powiedziała, uśmiechnięta szeroko.
- Masz półtora tygodnia na odpoczynek w domu – włożył walizki do bagażnika i otworzył jej drzwi od auta.
- Dlaczego? – spytała zdezorientowana, kiedy usiadł na miejscu kierowcy.
- Jedziemy do Hiszpanii – powiedział i ruszył w parkingu.
- Jesteś niemożliwy – zaśmiała się perliście, zerkając na swojego pierwszego i zarazem ostatniego chłopaka. Jej serce wiedziało, że to z nim chciała założyć rodzinę, spełniać marzenia i zestarzeć się.
Wytrwali rok rozłąki, więc nic im już nie grozi.

W domu przywitali ją radośnie i gratulowali jej ukończenia studiów z wyróżnieniem. Rok ciężkiej pracy nie poszedł na marne.  Jurij był w jej domu mile widzianym gościem i jej matka nie raz to mówiła kiedyś.  Nic od tamtej pory się nie zmieniło, prócz tego, że są trochę starsi, dojrzalsi i w pewien sposób mądrzejsi.

Półtora tygodnia później polecieli do słonecznej Hiszpanii, do której podróż była jednym z jej marzeń.
Wiedział to, dlatego wszystkie atrakcje tam czekające zaplanował ze szczególną dokładnością.
Romantyczny rejs statkiem,  wygodny pokój hotelowy, wycieczki zapoznawcze po stolicy, to było to.
Olivia była wniebowzięta tym co przygotował dla niej Jurij. Czasem gryzło ją to, że „bawi” się za jego pieniądze, że nie ma w tym jej wkładu, jednak on powtarzał, że to nie ma znaczenia. Że ważne jest to, że są razem.
Oboje nie byli typem osób, które często się kłócą. Oni praktycznie w ogóle się nie kłócili. Szkoda było marnować czasu na bezsensowne dąsanie się o przyziemne błahostki.
Cieszyli się chwilą.
Cieszyli się sobą.
W Hiszpanii spędzili magiczne dla nich dwa tygodnie. Potem nastał czas, by wrócić do rzeczywistości, czyli powrót na skocznie dla Jurija i szukanie pracy dla Olivii.
- Mam nadzieję, że nie zostanę jeszcze babcią – usłyszała głos matki, kiedy z torbą podróżną weszła do domu
- Ani ja ciocią! – usłyszała jeszcze głos siostry.
- Spokojnie, jeszcze o tym nie myślimy – zaśmiała się blondynka, po czym wzięła się za rozpakowywanie walizki i robienie prania.
Kiedy nastała mroźna zima, Olivia na tyle na ile pozwalała jej praca, jeździła z Jurijem na zawody. To zobaczyła Kuusamo, to Engelberg. Była z Jurijem zawsze duszą, kiedy ciałem nie mogła. Wspierała go podczas porażki, to celebrowała z nim zwycięstwo.  Jej widok nikogo nie dziwił z kadry słoweńskiej, norweskiej, austriackiej czy nawet polskiej. Wszyscy ją poznali, z każdym się dobrze dogadywała i nie było bariery językowej.
Nie raz zostawała na małych imprezach organizowanych przez skoczków i nie raz słyszała, że ona i Jurij są sobie pisani. Każdy to widział i potwierdzał.
Oboje tak czuli, że ich serca, charaktery są w pełni zgodne. Nie mieli dość swojego towarzystwa nawet na sekundę.
Potrafili się kłócić o pilota od telewizora, jednak to były kłótnie dla zabawy. Dla urozmaicenia czasu.
_______
I został nam już tylko epilog, wiecie?
Szkoda mi kończyć to opowiadanie :c Jednak jak skończę pisać Wellingera, natychmiast Was o tym powiadomię. Nie wiem kiedy to nastąpi < mam nadzieję, że wkrótce! >
Jestem niepocieszona, że Hayboeck znowu był w parze z Andreasem i nie przeszedł nawet jako Lucky Loser. Jestem bardzo niezadowolona z faktu, iż mój Tepes nawet się nie zakwalifikował! Szczyt wszystkiego. Głupi wiatr -.-
p.s Wiecie, ze zrobiłam dzisiaj skoczkowy kalendarz? Jestem z niego taka dumna, choć jeszcze nie wkleiłam zdjęć <3
Pozdrawiam <3

4 komentarze:

  1. Mam nadzieję, że zakończenie będzie szczęśliwe. Wierzyłam w nich, w ich miłość i mnie nie zawiedli ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Patrz, skarbie - a ja myślałam, że nie wytrwają...
    No ale wiesz przecież, że ja każdego bohatera najchętniej bym wymęczyła najbardziej jak się tylko da. Niemniej cieszę się z ich szczęścia.
    Choć zawsze jest jeszcze epilog - żartuję, naprawdę życzę im wszystkiego co najlepsze i niech sobie żyją z gromadką słodkich bachorków. ^^

    I w ogóle to ja Cię podziwiam, bo ilekroć zabieram się za napisanie czegoś krótkiego, co będę mogła skończyć to wychodzi mi tasiemiec długości Mody na sukces ;/ ale Wojtuś jest na dobrej drodze do zakończenia <3
    No.

    Jak ja się już na tego Wellingera doczekać nie mogę, przecież paznokcie moje to obgryzione zostaną za niedługo! Wrr.. a na razie są tak ładne.. Jeśli, więc nie chcesz ich mieć na sumieniu, to ja poproszę już Andiego ^^ Wiem, wiem. To szantaż. :D

    I ja też bardzo jestem z tej pary niepocieszona! :cc
    Wiem, ja wiem o kalendarzu! buhahaha <33 Podziwiam Cię słonko po raz drugi. Mnie by szlag jasny trafił, choć teoretycznie jestem osobą wyjątkowo cierpliwą, ale to już chyba Ci mówiłam, nie? No właśnie.

    Ja może bym tu zakończyła te głupoty mego autorstwa ... (wybacz, słońce, chora jestem, więc automatycznie nie myślę).

    To chyba na tyle :)
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. awww *.*
    cudowna parka <3 to w epilogu ślub i gromadka pamperków? :D

    tak na serio to myślałam, że się pokłócą o coś i jednak nie wytrwają i później odnajdą się po latach i się zrobi łzawa historia xD
    wyobraźnia mnie ponosi. :P

    czekam na epilog i opowiadanie o Andreasie :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Przykład prawdziwej miłości, która przezwycięży wszelakie przeszkody. Czy to intrygi innych, plotki czy dzielące ich kilometry. Chyba właśnie to było dla nich najgorsze, ta rozłąka i budowanie związku na odległość. Wymaga to nie tylko miłości, ogromnej pracy ale przede wszystkim zaufania.
    Ciesze się z tego, że im się udało wytrwać. Teraz już mogą cieszyć się sobą i myśleć o przyszłości. I mam nadzieje, że moje przeczucia co do epilogu okażą się nieprawdą. Nie masz zamiaru zrobić im niczego złego, prawda?
    Pozdrawiam Marzycielka

    OdpowiedzUsuń